czwartek, 27 września 2012

Rozmowa z przeszłościa

Część trzecia



    Było już późne popołudnie, gdy stanąłem przed kamienicą. Powiodłem wzrokiem w górę i od razu przypomniał mi się dzień, gdy przybyłem do Tokio. Dążyłem do marzeń, ideału życia. Chciałem złapać szczęście i nigdy go nie puścić.
    Patrząc wstecz myślę, że byłem naiwny. Nie znałem prawdziwego życia. Był ze mnie niepoprawny optymista.
   
    Jednak marzenia, za którymi gonimy i rzeczywistość, która podąża za nami... są jak linie równoległe - nigdy się nie spotkają

    Dzisiaj jest chyba najodpowiedniejszy moment, aby zrobić swój własny „rachunek sumienia”. Dzisiejszy dzień, jak żaden inny, przypomina mi o kruchości życia, o tym, że nigdy nie oszukamy przeznaczenia. A przecież powinienem dojść do tego dawno temu.
    - Nobu, rusz się. – słyszę głos Shina i widzę, że on, wraz z Yasu, wchodzą do budynku.
    To chyba pierwszy raz od roku, spotkaliśmy się wspólnie. Znów ta wariatka nas połączyła. Jak zwykle Nana okazała się być powodem, że po raz kolejny jesteśmy razem.
    Nana. Wspaniała przyjaciółka, utalentowana wokalista. Mimo, że Black Stones stało się wspomnieniem, nadal czasami słucham naszych piosenek. Dla jej głosu, dla jej talentu. Włączam tę muzykę, mimo, że to boli. Tęsknota przygniata, a myśli…tak, nie jest łatwo. Nawet sam przed sobą nie chcę się przyznać, że tamten okres wspominam ze smutkiem. W przecież byłem szczęśliwy, miałem wszystko, do czego dążyłem. Sławę, pieniądze, prestiż.
    Ale straciłem miłość. Jedyną i prawdziwa.
    Cztery lata, pieprzone cztery lata, a ja nadal nie potrafię się otrząsnąć. Czy ze mną jest coś nie tak? A może to świat zwariował?
   
    Bycie człowiekiem jest męczące.

    - Otwarte – mówi zdziwiony Yasu, wskazując na drzwi.
    Dopiero po chwili dochodzi do mnie, że jesteśmy na miejscu. Mieszkanie numer „707”. Na jego widok serce podchodzi mi do gardła. Ze dużo przykrej przeszłości widziały te mury.
    - Może ktoś się włamał? – stwierdzam obojętnie, choć w środku trzęsę się jak galareta.
   Przecież nie mogę okazać uczuć, już nie jestem muzykiem – gitarzystą. Jestem biznesmenem – prezesem. Nie starczyłoby mi słów, aby opisać, jak bardzo nienawidzę tego stanowiska.
    Wchodzimy do środka, ale ja zatrzymuję się na progu. Rzeczywistość mną wstrząsa. Mimo upływu lat, wszystko wygląda po staremu. Gdybym nie wiedział, że to niemożliwe, byłbym pewien, że ze swojego pokoju wyskoczy zaraz Nana z nowym tekstem piosenki. Zaś z drugiego…Ona.
    Zamykam oczy i odpędzam nachalne myśli. A gdy je otwieram, stwierdzam, że wszyscy zamarli ze wzrokiem wbitym gdzieś obok. Podążam za ich spojrzeniami, a widok praktycznie zbija mnie z nóg.
    Na progu jednego z pokoi, stoi dziewczyna. Jej jasne włosy są w nieładzie, oczy ma czerwone, jakby dopiero, co płakała. Patrzy na każdego z nas, zagubiona, jakby zobaczyła ducha.
    Ja tak się czuję. Bo nie wiem, czy to sen, czy może koszmar. Jej widok jest zarazem lekiem, jak i choroba.
    - Hachi – to Shin pierwszy odzyskuje głos.
    Podbiega do niej i więzi w uścisku. Zazdroszczę mu tej braterskiej więzi, żałuję, że nie mogę jej dotknąć…

    Gdy stajesz kimś twarzą w twarz, to jakby rzucić wyzwanie samemu sobie.

…Siedzimy w kuchni. Zbliża się wieczór, słońce chowa się za horyzontem. Milczymy, jakby zawstydzeni swoją obecnością.
    Patrzę na Hachi, siedzącą po drugiej stronie i wiele słów ciśnie mi się na usta. Lecz nie mogę ich wypowiedzieć. Za wiele, by to skomplikowało, za późno na wyznania. Zbyt wiele czasu minęło.
    Nagle ona się podnosi i nie patrząc na mnie mówi słowa pożegnania. Czemu miałbym się dziwić, przez całe spotkanie omijała mnie wzrokiem. A ja tak bardzo chciałbym spojrzeć w jej oczy.
    - Odprowadzę cię – mówię i od razu gryzę się w język
    - Nie trzeba… - zaczyna.
    Przerywam jej i brnę dalej w tę sytuację, a nawet ja sam nie wiem, dlaczego.
    W końcu Hachi skina głową, a ja wypuszczam powietrze, do tej pory nieświadomy, że je zatrzymywałem.
    Wychodzimy oboje. Ramię w ramię schodzimy po schodach, a wokół nas unosi się cisza. Za nami cztery piętra.
    …pięć…
    …sześć…
    Zatrzymuję się, a ona po chwili robi to samo. Odwraca się do mnie, a ja w końcu mogę się jej dobrze przyjrzeć. Serce mnie kłuje, widząc, że prawie nic się nie zmieniła. Nadal z jej twarzy bije ta niewinność, którą tak kochałem.
    Kochałem? Czy nawet teraz nie mogę być ze sobą szczery?
    Nadal kocham.
    Kładę swoje dłonie na jej ramionach, by po momencie zagarnąć to drobne ciało i przytulić do piersi. Z całej siły oplatam ją ramionami, a twarz skrywam w jej włosach. To silniejsze ode mnie.

    ...ludzie mówią... że dopiero po rozstaniu zdajesz sobie sprawę, co utraciłeś

    - Nobu – słyszę jej szept i tylko ta specyficzna nuta w jej głosie zmusza mnie, bym spojrzał jej w twarz.
    Po jej policzkach płyną łzy, te same, które płyną i po moich. Podnoszę dłoń i delikatnie ocieram srebrne krople. Następnie leciutko głaszczę ją po głowie. Patrzy na mnie i widzę w niej odbicie własnego cierpienia,
    Nagle robi ona krok do tyłu. Moje ręce pozostają puste, tak jak i moje serce.
    - Hachi, proszę.
    „Zostań”, próbuję powiedzieć. Ona rozumie, kręci głową i schodzi z kolejnego stopnia.
    - Nie mogę – odpowiada – Żegnaj Nobu…
    Odwraca się do mnie tyłem i ucieka. Znika za zakrętem, jak to złudzenie, które nawiedza mnie w marzeniach. Bo choć dążyłem do sławy, to tak naprawdę jej nie potrzebowałem. Odkąd poznałem Hachi, o niczym innym nie marzyłem.
    Siadam na schodach i ukrywam twarz w dłoniach.
    Ten dawny optymista umarł, gdy straciłem sens mojego życia.

Nana Komatsu.
Moja jedyna miłość. Moje niespełnione marzenie.

Nobu.


~ * * * ~

I oto koniec tej miniaturki. Mam nadzieje, że wam się podobała. 
Chciałam okazać w niej trochę smutku, trochę nadzieji. Pokazać, że życie nie zawsze gra z nami "fair". 
Dziękuję wszystkim za każdy komentarz pod każdą częścią^^
Następna miniaturka mam nadzieję ukaże się lada moment:3
Pozdrawiam i zapraszam do wyrażenia opinii^^



4 komentarze:

  1. Ohayo Alleya :D
    Piszesz tak pięknie, że nie potrafię tego opisać słowami. Ach... Czekam z niecierpliwością na jeszcze. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. To było taaakie piękne...!
    Jeszcze ta muzyka... Tak się wczułam w to, co piszesz, że nie zauważyłam, że to koniec trzeciej części.
    To było mega-wzruszające.
    Czekam na inne miniaturki i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. no i dobrze że się ni dała C: Nobu to sukinsyn, który nie potrafi ogarnac własnych uczuć~
    ... ej. co? koniec? juz? serio? D: szkoda ;_;
    powiedz ty mi czy zawsze będziesz pisać takie smenty czy coś weselszego tez ci się zdarzy? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś weselszego też będzie^^ Ale jak narazie mam okres na właśnie takie "smenty"XD
      Nie załamujcie się, gdy przez pewien okres będą same smutne miniaturki:D

      Usuń