Część trzecia
Było już późne
popołudnie, gdy stanąłem przed kamienicą. Powiodłem wzrokiem w górę i od razu
przypomniał mi się dzień, gdy przybyłem do Tokio. Dążyłem do marzeń, ideału
życia. Chciałem złapać szczęście i nigdy go nie puścić.
Patrząc wstecz
myślę, że byłem naiwny. Nie znałem prawdziwego życia. Był ze mnie niepoprawny
optymista.
Jednak
marzenia, za którymi gonimy i rzeczywistość, która podąża za nami... są jak
linie równoległe - nigdy się nie spotkają
Dzisiaj jest chyba
najodpowiedniejszy moment, aby zrobić swój własny „rachunek sumienia”.
Dzisiejszy dzień, jak żaden inny, przypomina mi o kruchości życia, o tym, że
nigdy nie oszukamy przeznaczenia. A przecież powinienem dojść do tego dawno
temu.
- Nobu, rusz się. – słyszę głos Shina i
widzę, że on, wraz z Yasu, wchodzą do budynku.
To chyba pierwszy
raz od roku, spotkaliśmy się wspólnie. Znów ta wariatka nas połączyła. Jak
zwykle Nana okazała się być powodem, że po raz kolejny jesteśmy razem.
Nana. Wspaniała
przyjaciółka, utalentowana wokalista. Mimo, że Black Stones stało się
wspomnieniem, nadal czasami słucham naszych piosenek. Dla jej głosu, dla jej
talentu. Włączam tę muzykę, mimo, że to boli. Tęsknota przygniata, a myśli…tak,
nie jest łatwo. Nawet sam przed sobą nie chcę się przyznać, że tamten okres
wspominam ze smutkiem. W przecież byłem szczęśliwy, miałem wszystko, do czego
dążyłem. Sławę, pieniądze, prestiż.
Ale straciłem
miłość. Jedyną i prawdziwa.
Cztery lata,
pieprzone cztery lata, a ja nadal nie potrafię się otrząsnąć. Czy ze mną jest
coś nie tak? A może to świat zwariował?
Bycie
człowiekiem jest męczące.
- Otwarte – mówi
zdziwiony Yasu, wskazując na drzwi.
Dopiero po chwili
dochodzi do mnie, że jesteśmy na miejscu. Mieszkanie numer „707”. Na jego widok
serce podchodzi mi do gardła. Ze dużo przykrej przeszłości widziały te mury.
- Może ktoś się
włamał? – stwierdzam obojętnie, choć w środku trzęsę się jak galareta.
Przecież nie mogę okazać
uczuć, już nie jestem muzykiem – gitarzystą. Jestem biznesmenem – prezesem. Nie
starczyłoby mi słów, aby opisać, jak bardzo nienawidzę tego stanowiska.
Wchodzimy do
środka, ale ja zatrzymuję się na progu. Rzeczywistość mną wstrząsa. Mimo upływu
lat, wszystko wygląda po staremu. Gdybym nie wiedział, że to niemożliwe, byłbym
pewien, że ze swojego pokoju wyskoczy zaraz Nana z nowym tekstem piosenki. Zaś
z drugiego…Ona.
Zamykam oczy i
odpędzam nachalne myśli. A gdy je otwieram, stwierdzam, że wszyscy zamarli ze
wzrokiem wbitym gdzieś obok. Podążam za ich spojrzeniami, a widok praktycznie
zbija mnie z nóg.
Na progu jednego z
pokoi, stoi dziewczyna. Jej jasne włosy są w nieładzie, oczy ma czerwone, jakby
dopiero, co płakała. Patrzy na każdego z nas, zagubiona, jakby zobaczyła ducha.
Ja tak się czuję.
Bo nie wiem, czy to sen, czy może koszmar. Jej widok jest zarazem lekiem, jak i
choroba.
- Hachi – to Shin
pierwszy odzyskuje głos.
Podbiega do niej i
więzi w uścisku. Zazdroszczę mu tej braterskiej więzi, żałuję, że nie mogę jej
dotknąć…
Gdy stajesz
kimś twarzą w twarz, to jakby rzucić wyzwanie samemu sobie.
…Siedzimy w kuchni. Zbliża się wieczór, słońce chowa się za
horyzontem. Milczymy, jakby zawstydzeni swoją obecnością.
Patrzę na Hachi,
siedzącą po drugiej stronie i wiele słów ciśnie mi się na usta. Lecz nie mogę
ich wypowiedzieć. Za wiele, by to skomplikowało, za późno na wyznania. Zbyt
wiele czasu minęło.
Nagle ona się
podnosi i nie patrząc na mnie mówi słowa pożegnania. Czemu miałbym się dziwić,
przez całe spotkanie omijała mnie wzrokiem. A ja tak bardzo chciałbym spojrzeć
w jej oczy.
- Odprowadzę cię –
mówię i od razu gryzę się w język
- Nie trzeba… -
zaczyna.
Przerywam jej i
brnę dalej w tę sytuację, a nawet ja sam nie wiem, dlaczego.
W końcu Hachi skina
głową, a ja wypuszczam powietrze, do tej pory nieświadomy, że je zatrzymywałem.
Wychodzimy oboje. Ramię
w ramię schodzimy po schodach, a wokół nas unosi się cisza. Za nami cztery
piętra.
…pięć…
…sześć…
Zatrzymuję się, a
ona po chwili robi to samo. Odwraca się do mnie, a ja w końcu mogę się jej
dobrze przyjrzeć. Serce mnie kłuje, widząc, że prawie nic się nie zmieniła. Nadal
z jej twarzy bije ta niewinność, którą tak kochałem.
Kochałem? Czy
nawet teraz nie mogę być ze sobą szczery?
Nadal kocham.
Kładę swoje dłonie
na jej ramionach, by po momencie zagarnąć to drobne ciało i przytulić do
piersi. Z całej siły oplatam ją ramionami, a twarz skrywam w jej włosach. To
silniejsze ode mnie.
...ludzie mówią...
że dopiero po rozstaniu zdajesz sobie sprawę, co utraciłeś
- Nobu – słyszę jej
szept i tylko ta specyficzna nuta w jej głosie zmusza mnie, bym spojrzał jej w
twarz.
Po jej policzkach
płyną łzy, te same, które płyną i po moich. Podnoszę dłoń i delikatnie ocieram
srebrne krople. Następnie leciutko głaszczę ją po głowie. Patrzy na mnie i
widzę w niej odbicie własnego cierpienia,
Nagle robi ona
krok do tyłu. Moje ręce pozostają puste, tak jak i moje serce.
- Hachi, proszę.
„Zostań”, próbuję
powiedzieć. Ona rozumie, kręci głową i schodzi z kolejnego stopnia.
- Nie mogę –
odpowiada – Żegnaj Nobu…
Odwraca się do
mnie tyłem i ucieka. Znika za zakrętem, jak to złudzenie, które nawiedza mnie w
marzeniach. Bo choć dążyłem do sławy, to tak naprawdę jej nie potrzebowałem. Odkąd
poznałem Hachi, o niczym innym nie marzyłem.
Siadam na schodach
i ukrywam twarz w dłoniach.
Ten dawny
optymista umarł, gdy straciłem sens mojego życia.
Nana Komatsu.
Moja jedyna miłość.
Moje niespełnione marzenie.
Nobu.
~ * * * ~
I oto koniec tej miniaturki. Mam nadzieje, że wam się podobała.
Chciałam okazać w niej trochę smutku, trochę nadzieji. Pokazać, że życie nie zawsze gra z nami "fair".
Dziękuję wszystkim za każdy komentarz pod każdą częścią^^
Następna miniaturka mam nadzieję ukaże się lada moment:3
Pozdrawiam i zapraszam do wyrażenia opinii^^
Ohayo Alleya :D
OdpowiedzUsuńPiszesz tak pięknie, że nie potrafię tego opisać słowami. Ach... Czekam z niecierpliwością na jeszcze. ^^
To było taaakie piękne...!
OdpowiedzUsuńJeszcze ta muzyka... Tak się wczułam w to, co piszesz, że nie zauważyłam, że to koniec trzeciej części.
To było mega-wzruszające.
Czekam na inne miniaturki i pozdrawiam!
no i dobrze że się ni dała C: Nobu to sukinsyn, który nie potrafi ogarnac własnych uczuć~
OdpowiedzUsuń... ej. co? koniec? juz? serio? D: szkoda ;_;
powiedz ty mi czy zawsze będziesz pisać takie smenty czy coś weselszego tez ci się zdarzy? :D
Coś weselszego też będzie^^ Ale jak narazie mam okres na właśnie takie "smenty"XD
UsuńNie załamujcie się, gdy przez pewien okres będą same smutne miniaturki:D